Antwerpia - Gandawa: 22-28 IV 2015

22 kwietnia 2015 roku od pasa startowego balickiego lotniska oderwał się samolot zmierzający w kierunku Charleroi w Belgii. Na jego pokładzie znajdowała się grupa studentów historii z doktorem Rafałem Szmytką na czele. Naszym celem była leżącą nad Skaldą metropolia – Antwerpia. Do 28 kwietnia mieliśmy spożytkować tam czas na warsztaty naukowe ze studentami Uniwersytetu Antwerpijskiego oraz zwiedzenie miasta wraz z jego najciekawszymi zakamarkami.

Cała historia zaczyna się na zajęciach kursu Mikrohistoria: Życie w metropolii w epoce nowożytnej, gdzie przez pół roku pieczołowicie analizowaliśmy źródła dotyczące „diamentu w hiszpańskiej koronie” – Antwerpii.  Na ostatnim spotkaniu prowadzący ćwiczenia  doktor Szmytka spytał wszystkich na podsumowanie zajęć: „Czy jest coś, drodzy państwo, czego wam w tych zajęciach zabrakło? Może chcielibyście mi o tym powiedzieć?” Zapanowała krótka cisza, po czym ktoś rzucił pół żartem pół serio: „Szkoda tylko, że nie pojechaliśmy do tej Antwerpii, panie doktorze.”  „A wiecie drodzy państwo? To jest bardzo dobry pomysł!”

Trzy miesiące później gnamy drogą szybkiego ruchu z Charleroi do Antwerpii  rozlokowani w dwóch taxi-vanach.  Pierwsze skojarzenia? Francja.

Francusko brzmią nazwy mijanych miasteczek, tak samo zresztą jak mijane tablice drogowe i reklamy. Chwilę później kierowca włącza francuskojęzyczne radio. „Mamy dzisiaj dzień strajku – mówi odwracając się w naszą stronę – protestują wszystkie służby publiczne.” Mijamy Waterloo, miejsce słynnej bitwy epoki napoleońskiej. Po prawej stronie widać ciągnące się po horyzont pola poprzecinane kępami bukowych zagajników. Na jednym ze wzgórz usypano kopiec, na szycie którego stoi figura wielkiego lwa spoglądającego w stronę Francji. U jego podnóża znajduje się rotunda, w której do dziś podziwiać można panoramę wielkiej bitwy.

Zbliżamy się coraz bardziej do granicy Flandrii. Na tym miejscu wszyscy, mający Flandrię za belgijski Śląsk przeżyją mały szok. Przekraczanie granic dwóch belgijskich regionów kojarzy się raczej z przejazdem przez otwartą granicę państwową. Podróżnych wita tabliczka oznajmiająca, że znajdują się w belgijskim regionie Flandrii. Od tego momentu wszystkie mijane reklamy, tablice z nazwami miejscowości, czy drogowskazy są w języku niderlandzkim. Tylko radio cały czas uparcie nadaje w języku Woltera.

Chwilę później wjeżdżamy w granice miasta, które dotąd znaliśmy tylko z rycin Fransa Hogenberga.

Nasze pierwsze locum to studencki hostel znajdujący się na rogu Italiëlei i Rooseveltplaats, gdzie znajduje się pętla autobusów miejskich. Pierwsze kroki kierujemy ku leżącemu nieopodal dworcowi kolejowemu Antwerpen-Centraal. Wielka, powstala w 1905 roku budowla przypomina zrazu gigantyczną katedrę, jest jednak jednym z największych dworców w Belgii i na pewno jednym z najpiękniejszych.

Dzieli się on na dwie części: pierwszą z nich jest wielka hala,  pod składającą się ze szkła i żelaza konstrukcją znajduje się kilkupoziomowe torowisko i mnóstwo sklepów; druga część to hołdująca klasycznej sztuce architektonicznej poczekalnia. Jest wysoka i czworoboczna, okraszona dwoma piętrami wspaniałych marmurowych krużganków, schodzących się ku wielkiemu portalowi prowadzącemu na torowiska. W jego górnej części znajduje się sporych rozmiarów zegar i monogram króla belgów Leopolda II, za sprawą którego działań Joseph Conrad napisał Jądro ciemności.

Tego samego dnia ruszamy w stronę centrum,  w którym znajduje się Stadhuis czyli miejski ratusz oraz gotycka  katedra Najświętszej Marii Panny. Owa świątynia posiada gigantyczną 126 metrową wieżę, będącą do dziś najwyższą budowlą w Antwerpii. Żeby łatwiej ją sobie wyobrazić, porównajmy ją do wyższej wieży Bazyliki Mariackiej w Krakowie, która liczy 82 metry.

Gigantyczna świątynia jest oblepiona naokoło XVI-wiecznymi kamieniczkami, przez co można odnieść wrażenie, że w Antwerpii nie ma właściwie głównego rynku. Te niegdyś domy zamożnych niderlandzkich kupców, a dziś głównie wystawne restauracje skupione wokół katedry wyglądają przy jej ogromie jak papierowe miniaturki.

We wnętrzu Katedry znajduje się obecnie muzeum z bezcennymi zbiorami sztuki sakralnej. Do naw bocznych wróciły tymczasowo z remontowanego obecnie Królewskiego Muzeum Sztuk Pięknych (KMSK) ołtarze bractw i cechów rzemieślniczych. W kościele nie brak również elementów wystroju pochodzących z późniejszych epok. W nawie głównej znajduje się barokowa drewniana ambona, podpierana przez cztery kobiece postaci, schody na nią prowadzące obsiadują rajskie ptaki.

Niedaleko znajduje się renesansowy ratusz. Do dziś jest on siedzibą władz miejskich, kryje jednocześnie w swoich murach muzeum. Na jego fasadzie zatknięto flagi państw, z którymi Belgia utrzymuje kontakty dyplomatyczne. Na placu zwanym Grote Markt tuż przed ratuszem znajduje się rzeźba Silviusa Brabo, legendarnego rzymskiego żołnierza, który pokonał olbrzyma zamieszkującego fortecę Het Steen znajdującą się tuż nad Skaldą. Ów olbrzym imieniem Druon bądź Antigoon wymuszał na podróżujących mostem przerzuconym przez Skaldę olbrzymie cło. Śmiałkom, którzy się mu sprzeciwili, odcinał dłoń.  Silvius zabił stwora i jego odciętą rękę cisnął w nurt rzeki uwalniając tym samym miasto.

Na drugim brzegu Skaldy, gdzie znajduje się część miasta wybudowana już w czasach współczesnych, dostać się można jednym z trzech przejść podziemnych (mieszkańcy Antwerpii nie są zwolennikami mostów, utrudniają one żeglugę rzeczną, która do dziś jest tutaj uskuteczniana nadzwyczaj często).  Znajdujemy tam robotnicze osiedla przypominające rodzimą nową hutę, pas przyrzecznej zieleni oraz... drewnianego robota!

Zdaje się, że to drewniane cudo miało przedstawiać owego mitycznego „obcinacza rąk”, cos jednak poszło nie tak. Belgowie zaczepieni na temat tej drewnianej statuy wzruszali ramionami i na ogół nie przyznawali się do wiedzy o jej istnieniu.

Kolejny dzień był sądną datą polsko-belgijskich warsztatów historycznych pt.: Urban history: myths and cliches in the history of Antwerp in the times of Reformation and Catholic Revival. Spotkanie odbyło się na Universiteit Antwerpen, po którego zabytkowych obiektach oprowadził nas na rozgrzewkę profesor Guido Marnef. Natomiast już podczas warsztatów podzieleni na małe grupy projektowe mieliśmy okazję zawrzeć znajomości, by po merytorycznych dyskusjach wybrać się na wspólne piwo i frytki (koniecznie z majonezem bądź jednym z kilkunastu sosów!).

Kolejne dni przyniosły rowerowe tourne po mieście i jego okolicach. Rower w Antwerpii, jak i w całej Belgii, jest podstawowym środkiem komunikacji, nieraz zdarza się mijać opustoszałe tramwaje i autobusy, gdy wokół krążą  jednocześnie tabuny rowerzystów. Prócz tego szykowała się nam przeprowadzka. W sam środek żydowskiej dzielnicy.

Scoutel był niepozornym budyneczkiem wciśniętym pomiędzy ceglane sześciokąty, znajdujące się blisko torów kolejowych.  Wprowadzamy się doń w piątek pod wieczór. Wokół kluczy mnóstwo ortodoksyjnych Żydów w odświętnych strojach. Okutane w czarne płaszcze  postacie mamroczące między sobą w jidysz i  nie zwracające uwagi na to, co się dzieje dookoła. Zdawali się nie zajmować sobie głowy żołnierzami patrolującymi ich dzielnicę, którzy zostali oddelegowani do jej ochrony przed spodziewanymi atakami terrorystycznymi muzułmanów.

Żydzi twardo trzymają monopol na handel diamentami, nad Skaldą znajduje się wielka ich szlifiernia oraz giełda.

Antwerpia posiada własną miejską bibliotekę, będącą oddziałem belgijskiej biblioteki narodowej, z gigantyczną kolekcją zbiorów. Duże wrażenie robi czytelnia z przełomu XVIII i XIX wieku, której regały niezmiennie okupują wiekowe tomiszcza. „Każde z nich jest dostępne dla czytelników” – zapewnia Steven Van Impe, szef działu starodruków i rękopisów. Furorę robi przygotowana przezeń specjalnie na tę okazję mapa ziem polskich z XIX wieku w granicach przedrozbiorowych. Plan jest tak dokładny, że z łatwością można znaleźć najmniejsze miejscowości.

Naprzeciwko biblioteki znajduje się stary barokowy kościół jezuicki pod wezwaniem św. Karola Boromeusza. W projektowaniu jego wystroju maczał palce sam Rubens. Prócz bogatego wystroju świątynia w swoim wnętrzu kryje ciekawy relikwiarz.

Na  zachód od Antwerpii znajduje się kolejne wiekowe miasto. Gandawa. Pierwsze, co rzuca się tam w oczy, to kanały, które w Antwerpii zostały w przeważającej większości przykryte drogami bądź zasypane. Drugą rzeczą jest przepiękny ratusz, a dokładniej jego część z XVI wieku  okraszona sowicie posągami bohaterów miasta. Wrażenie robi na nas także widok z wieży zwanej Belfort.

Następnego dnia po powrocie do Antwerpii zwiedziliśmy muzeum Rubensa, czyli Rubenshuis. Mimo tłumów turystów doszliśmy do wniosku, że sztukę Rubensa można docenić tylko w jeden sposób: oglądając ją na żywo.

Na ostatni dzień tygodnia zostały jeszcze Ratusz, tym razem od środka oraz muzeum Plantijn-Moretus. Drugie z miejsc jest czymś absolutnie wyjątkowym. Jest to galeria historii sztuki drukarskiej i wydawniczej. Przechodząc się po pokojach Oficyny Pod Złotym Cyrklem, można prześledzić cały nowożytny proces wydawniczy, zobaczyć jak projektowano okładki i pojedyncze strony książek oraz jak je wykonywano.

Wieczorem zapoznani podczas warsztatów Belgowie odprowadzili nas na pociąg, serwując nam na pożegnanie kilka miejskich anegdot:

Na północno-zachodnim krańcu starego miasta znajduje się dzielnica czerwonych latarni, teren oddany córom Koryntu na wyłączność. Pewnego razu nieopodal rzeczonego dystryktu zapalił się jakiś zabytkowy kościółek. Pierwszymi, którzy ratowali bezcenny zabytek, były prostytutki i przebywająca akurat w ich otoczeniu brać studencka. Nie wiadomo, czy obywatelska straż pożarna zdołała odkupić swoje winy, kościół jednak  ocalono.

Kolejną jest opowiastka o miejscowym „specu od fajerwerków”. Temu szanowanemu obywatelowi pewnego razu wyleciał powietrze sklep wraz z całym dobytkiem. Wraz z żoną nie mieli się gdzie podziać. Sąsiedzi szybko zorganizowali zbiórkę pieniężną. Mamona wpływała sowicie na konto czcigodnego handlarza. Do czasu.  Po mieście zaczęły się bowiem rozchodzić smoliste plotki. Przebąkiwano o tym, że pożar i wybuchy nie były zwykłym wypadkiem,  pytano dlaczego handlarza nie było w sklepie akurat w momencie wybuchu, a w ogóle to spłukani małżonkowie nie dogadywali się najlepiej ostatnimi czasy. Podjęto śledztwo i szybko okazało się, że wybuch nie był wypadkiem. Pod naciskiem handlarz przyznał się, że z jego pomocą chciał się pozbyć swojej „penelopy”. Nieszczęśnik nie przewidział niestety, że na kilka sekund przed eksplozją małżonka raczy wyjść na chwile do znajdującego się po drugiej stronie drogi sklepiku i tym samym zniszczyć misterną intrygę.

Belgię żegnamy na lotnisku Charleroi, gdzie przyjdzie spędzić jeszcze ostatnią noc. I znowu sprzedawczynie w przylotniskowych sklepikach mówią tym dziwnym francuskim, a w około tłoczą się grupki  Marokańczyków. Wylot o 6:40.

Tekst: Stanisław Dziadowiec

 

Wyjazd odbył się przy wsparciu finansowym Fundacji "Bratniak".

1 /image/image_gallery?uuid=8c85f79f-6439-4f04-a50e-9de704f5c9b8&groupId=29141690 3648 2736 Stanisław Dziadowiec Hall główny dworca Antwerpen Centraal. 2 10
2 /image/image_gallery?uuid=78a696bc-3217-4345-929a-1413f15d931b&groupId=29141690 2736 3648 Stanisław Dziadowiec Wieża katedry NMP. 3 1
3 /image/image_gallery?uuid=86fbd450-86d5-4551-b85a-03ac03fc565e&groupId=29141690 3648 2736 Stanisław Dziadowiec Stadhuis czyli ratusz. W 2015 roku obchodzono 450 rocznicę jego budowy, dzięki czemu mogliśmy obejrzeć poświęconą jego historii wystawę czasową. 4 2
4 /image/image_gallery?uuid=92597f7e-1cad-492a-9644-885401895eb5&groupId=29141690 3648 2736 Stanisław Dziadowiec Silvius Brabo i kamienice na Grote Markt. 5 3
5 /image/image_gallery?uuid=bd211029-1f51-459e-b5eb-caefbb2f0957&groupId=29141690 3648 2736 Stanisław Dziadowiec Linkeroever. W tle tajemnicza drewniana rzeźba oraz przystań dawnego promu łączącego oba brzegi. 6 4
6 /image/image_gallery?uuid=ce72ca64-6092-4ad9-bb25-1385e3a96747&groupId=29141690 3648 2736 Stanisław Dziadowiec Dostępne od ręki stare druki w zbiorach Erfgoedbibliotheek Hendrik Conscience. 7 5
7 /image/image_gallery?uuid=08b93f1d-57ef-4ba1-8b03-5932c2fcdc83&groupId=29141690 3648 2736 Stanisław Dziadowiec Relikwiarz w kościele jezuitów. 8 6
8 /image/image_gallery?uuid=167b7ef4-0198-4c5d-a626-fdf9624e09d2&groupId=29141690 3648 2736 Stanisław Dziadowiec Gandawski ratusz. To w nim w roku 1576 podpisano akt pacyfikacji wprowadzający tolerancję religijną niderlandzkich prowincjach. 9 7
9 /image/image_gallery?uuid=98eff5b6-d0d3-4deb-bdab-87475b607615&groupId=29141690 1632 918 Stanisław Dziadowiec Polsko-belgijskie sympozjum na Universiteit Antwerpen. 10 8